niedziela, 9 marca 2014

Wspomnienie szóste, czyli to, w którym on zaczyna naprawdę żyć.


                Przyjaźń… przecież to piękne uczucie, prawda? No właśnie. Tylko ja byłem na tyle głupi, by mi ono nie wystarczało. Debil ze mnie, wiem. Ale co na to poradzę, że po prostu Cię pokochałem?

                Pokochałem Cię, Meg, choć byłem tylko Twoim przyjacielem.

                Tyle wygrać…

 

                8 październik, 2012 r.

                Jasne, wtedy, spod skoczni zabrał Cię Twój chłopak. Na imię miał Daniel, a ja – od kiedy się o tym tylko dowiedziałem – znienawidziłem to imię. Okazało się jednak, że mieszkasz pięć kilometrów ode mnie, a ja Cię nie znałem, bo chodziłaś do innej szkoły, choć jak się później okazało, mieliśmy wspólnych znajomych.

                Zabawne, prawda?

                Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż moja kuzynka była Twoją przyjaciółką.

                Odnalazłem Cię, więc po roku. Jeśli mam być szczery, dawno już straciłem na to nadzieję, a nawet zacząłem się zastanawiać, czy po prostu sobie tego wszystkiego, co się wydarzyło po tym nieszczęsnym konkursie, nie wymyśliłem (bo wyobraźnię od zawsze miałem wyjątkowo bujną).

                Jednak Anna urządzała urodziny. Jasne, wiem, że zaprosiła mnie tylko z czystej grzeczności, bo były między nami więzy rodzinne i takie tam, wiem. I dlatego też nie chciałem nawet o tej imprezie słyszeć, jednak mój kochany kumpel się uparł, gdyż kochał się w niej do szaleństwa, a ja dostałem zaproszenie z osobą towarzyszącą, więc miałem go niby ze sobą zabrać.  Co z tego, że ludzie patrzyli na nas jak na parę homoseksualistów?

                Pamiętam, że stałem cały naburmuszony przy parapecie. Nie, nic nie piłem, choć przysięgam, że miałem ochotę, bo trafiał mnie w tym towarzystwie jasny szlag, tudzież już zbierałem się na poszukiwania czegoś z procentami, już…

                Trach.

                To coś z procentami wylądowało na mnie. Cały, wielki kufel jasnego piwa. I gdy tylko zdążyłem pomyśleć, że „dobrze, iż to nie kawa”, ujrzałem Twą cudowną twarz otoczoną ciemnorudymi włosami.

                Kolejne trach.

                Bo wtedy właśnie się zakochałem, a Ty przecież byłaś tego nieświadoma i szeroko się uśmiechnęłaś, zauważając kogo uraczyłaś swoim własnym trunkiem.

                Poznałaś mnie i szybko zaproponowałaś zapranie koszuli.

                A ja się zgodziłem.

                Trach. Trach. Trach.

               

                Od tamtej chwili byliśmy przyjaciółmi. Ty i ja. A dzięki Tobie miałem jakąś motywację. Motywację do skakania. Na początku listopada dowiedziałem się, że sam Werner Schuster jest mną poważnie zainteresowany.

                A później… później zacząłem skakać w zawodach Pucharu Świata.

                Dzięki Tobie, Meg.

To wszystko dzięki Tobie.
 
____________________________________________
Koniec mojego zapasu.
Proszę, bądźcie na bieżąco z tym blogiem: http://personnellement-yprisja.blogspot.com/, tu właśnie będę Wam pisać, czy coś szykuję, czy nie. Mam nadzieję, że na za tydzień gdzieś jakoś naskrobię kolejne wspomnienie. Naprawdę mam nadzieję, ale nie wiem, co z tego wyjdzie.

sobota, 8 marca 2014

osobisty.

Tutaj znajdziecie wszelakie aktualności o moich blogach.
Jeśli miałabym coś zawieszać, usuwać, tworzyć nowego - tylko tam będą stosowne informacje, więc radzę po prostu obserwować, zadawać pytania.
http://personnellement-yprisja.blogspot.com/ 

niedziela, 2 marca 2014

Wspomnienie piąte, które jest nagłym i dość niespodziewanym początkiem czegoś pięknego i pociągająco nieznanego.


Marzenia się po prostu ma. Co jednak, jeśli… jeśli się zawiedziemy? Jeśli coś wyjdzie nie po naszej myśli? Co wtedy?

 

7 grudzień, 2011r.

Moje pierwsze konkursy w Pucharze Kontynentalnym. Kurczę, jak to fajnie brzmi, prawda? Właśnie – sęk w tym, że tylko brzmi, bo najzwyczajniej w świecie… okazało się, że nie potrafię tyle, co inni, że nie mam formy. Absolutnie żadnej.

Kolejny lot, który kończył się mniej więcej na buli, kolejne śmiechy, poniżania. Ale wiecie co? Ja zbyt wiele przeszedłem, by wtedy po prostu się poddać i jeśli postanowiłem, że zostanę skoczkiem, to tak się miało stać, a ci, którzy wówczas kręcili z pobłażaniem głową, będą jeszcze na mnie patrzeć z najwyższym zachwytem.

A tego dnia – po następnym zawalonym występie – siedziałem po prostu i  patrzyłem jak jakaś wesoła gromadka moich rywali (o dużo lepszej dyspozycji), przechodzi sobie, potrącając wszystkich możliwych kibiców, ale przecież nikogo nie przeprosili, bo Austryjaków – rzecz jasna – na to po prostu nie stać.

Byłaś ich ofiarą, Meg.  W ręku trzymałaś plastikowy kubek, w którym znajdowała się świeża, gorąca kawa z mlekiem. Też taką uwielbiałem. No pod warunkiem, że ją piłem, bo w tym wypadku sprawa przedstawiała się nieco inaczej. Nim się zorientowałem – na moich kolanach wylądowała parująca ciecz, która parzyła mnie w nogi, a ty sama upadłaś obok.

Oni nie raczyli chociażby spojrzeć i spytać, czy nic ci się nie stało, ale może to i lepiej, prawda?

Wiem, wiem – nasze pierwsze spotkanie było wprost fatalne. Szczególnie, biorąc pod uwagę fakt, iż twój ówczesny chłopak podszedł do ciebie, czule objął cię ramieniem, a mi zapierdolił w pysk – jakbym to ja był przestępcą. Oj dobra, zdajesz sobie sprawę z tego, że zawsze miałem go za debila. Ty chciałaś mu wszystko wytłumaczyć, ale nie słuchał, tylko zabrał cię, a ja doszedłem do wniosku, że jedynym znakiem po tobie, były moje nadal parujące spodnie, które już do niczego się nie nadawały.

I weź tu człowieku staraj się rozpoznać przeznaczenie, kiedy zostaje w całości zalane gorącą kawą.

Czarną, z mlekiem. Taką, którą już wkrótce piliśmy tylko razem.
 
_______________________
No to tu się Madzia długością popisała. Nie ma co.
I wiecie co? To już półmetek. Będzie prolog+10 wspomnień+ epilog. Ojej. A co jest jeszcze śmieszniejsze? Madzia ma już tylko jedno wspomnienie zapasu. Niemniej trudno, ja obiecuję Was nie zawieść, stworzę sobie nowy zapas. Bo już przecież tak blisko do mety...
Dobra, nie gadam. Kończę ferie, a z historii nie umiem praktycznie nic. To tylko ja tak potrafię - nie uczyć się tylko pisać całkowicie INNE i NOWE (o zgrozo!) rzeczy. Wrr.
Dobra, nie gadam już.