23
lipca, 2014 rok.
Wiecie, co pamiętam najwyraźniej?
Zawód. Cholerny zawód, który
zaczął mną targać, gdy dowiedziałem się, że nigdy nie zostanę wielkim skoczkiem
narciarskim. Cóż – powiecie, że się
zdarza, w końcu nie jestem nieśmiertelnym herosem czy kimś w tym rodzaju, ale
po prostu - w pierwszej chwili – zrobiło
mi się szkoda tego wszystkiego.
Ciągłych treningów.
Starań o wybitną formę.
Każdego zdobytego medalu, nawet
tego pierwszego, gdy miałem pięć lat.
Powiecie, że jestem dziwny, bo nie
zachowuje się jak człowiek, do którego dotrze informacja o rychłej śmierci,
prawda?
Tak – macie rację. Wiem, wiem,
wiem. Ktoś inny – na moim miejscu – na pewno by krzyczał w pustą przestrzeń,
biegł do kościoła, liczył na cud, a nawet skorzystałby z jakiegoś niesamowitego
uzdrowiciela. Ja taki nie byłem, nie jestem i nigdy nie będę.
Przegram walkę? Trudno.
Szkoda.
Już wkrótce zamknę oczy, a moje
serce przestanie bić, bo jakiś cholerny rak zapragnął zamieszkać właśnie w moim
ciele. Mama zawsze mi powtarzała, że jestem człowiekiem wybranym przez los. Cóż
– niezły fart. Nie ma co.
Tylko jedno, ciągłe pytanie
kołata mi się w głowie:
Dlaczego w ogóle przychodziłem na świat, skoro teraz nie wiadomo czy
dożyję chociażby dziewiętnastki?
Pisanie, wbrew pozorom, nie sprawia
mi bólu, choć powinno. Szpiczak złośliwy, czy cholera wie, jak to coś się
nazywa, zajął już prawie wszystkie moje kości, bo diagnoza jakimś cudem nie
została postawiona zbyt wcześnie. Lekarze już nawet nie chcieli przeprowadzić
amputacji, dać mi chemii, albo radioterapii, gdyż to nie miałoby sensu.
Ja to zrozumiałem.
I rozumiem nadal.
Teraz leżę w śnieżnobiałej
pościeli. Nie czuję lewej stopy, prawe kolano piecze mnie niczym żywy ogień,
ale ja zaciskam zęby, a gdy kolejne pielęgniarki wchodzą do sali i pytają się,
czy podać mi coś przeciwbólowego, odwracam głowę w drugą stronę, by ukryć łzy.
Przecież te leki i tak już nie są
w stanie mi pomóc, a komuś innemu mogą
naprawdę przynieść ulgę.
Mam dobre i wielkie serce.
Tylko szkoda… Naprawdę szkoda, że już niedługo ono przestanie bić.
_____________________________________
Madzia obiecała i jest.
Zaczynam publikację, ponieważ już prawie to skończyłam.
I może te notki nie będą długie, ale przecież on umiera i raczej nie ma sił pisać, prawda? No.
Buziaki, słoneczka! :*
TAAAAAAAAAAAAAAAAAK!!!!
OdpowiedzUsuńA teraz przepraszam, ale odkurzanie czeka, wrócę tu niedługo ^^
Hahahah :D Kocham ten Twój entuzjazm, słońce ;D
UsuńNo więc jestem.
UsuńWe wspaniałym humorku, bo dzisiaj oglądałam najlepsze konkursy jakie mogłam widzieć.
No ale dobra, nie rozgaduję się, do meritum.
Ty wiesz, ze ja kocham to opowiadanie odkąd wpadłaś na nie pewnego pięknego dnia ...
No już, powiedzmy o tym światu, świat jest gotowy
...podczas rozmowy ze mną, tadam!
taka jestem z siebie dumna, jej <3
No dobra, ale ja Cię tylko natchnęłam, w sumie nieświadomie, a Ty w tym samym czasie mnie natchnęłaś, więc była to reakcja symbiotyczna.
(ciekawa jestem czy pamiętasz specjalistyczną nazwę? Bo ja Timura Chromego z bitwy pod Ankarą 1402 pamiętam, wiesz? ^^)
Do meritum, jezu skup się, Sylwia.
Także no ... umierający Pieszczoszek sprawia, że łamie mi się serce, ale napisałaś już tyle wspomnień i ja ich już tyle przeczytałam, ze w sumie zdążyłam się z tym pogodzić. I teraz po prostu będę się rozkoszować tymi wspomnieniami, z których jedno jest lepsze od drugiego, a na koniec po prostu zapłaczę nad tym biednym biedakiem, chlip ;(
czekam niecierpliwie na publikację pierwszego wspomnienia. Wciąż pamiętam o czym było ^^
Kocham Cię <333
I przepraszam za ten nieogarnięty komentarz ;p
Pamiętam!
UsuńMUTUALIZM! ^^
jestem z siebie dumna! No i z Ciebie, słonko też :P
Ah, chyba nauczę Cię przebiegu tej bitwy :D
I tak, to Ty mnie natchnęłaś, a ja Ciebie <3 (toć inni mnie za to natchnienie zabiją przecież xd)
I ten komentarz w żadnym aspekcie nie był nieogarnięty :P
Kocham <3
Ojejeje, taka jestem dumna, chodź się przytulić <33
UsuńUcz mnie ile chcesz, ale po mojej maturze, póki co wolę przechowywać w głowie tylko najważniejsze rzeczy.
Bo jeszcze przez tego Timura zapomnę na jaki kolor barwi się fenoloftaleina w zasadach i co wtedy? O_o
Nie zabiją, nie zabiją. Chociaż pamiętasz, jakby co zwalam na Ciebie ;p
I ja wiem,że był,nie musisz być miła :D
UsuńNo dobrze, dobrze. Poczekam :) a mogę Ci podpowiedzieć coś, jeśli chodzi o tą fenoloftaleinę :D Bo akurat to z chemii pamiętam.
A! Jeszcze CaCO3! <3 zapamiętałam kolejną rzecz, widzisz? :D
I pamiętam, pamiętam... Ale ja się już przygotowuję mentalnie na reakcję wszystkich. xd
Welliś:(
OdpowiedzUsuńBiedactwo ty moje pieszczotliwe.
Ty nie możesz umrzeć. Każdy może prędzej niż ty.
On jeszcze dziewiętnastu lat nie ma!
On może wszystko osiągnąć.
No to jest po prostu nasz Pieszczoszek jedyny, co nie?
A on umrze...
Biedne maleństwo, aż by się przytulić mocno chciało.
Ok, koniec tego pieprzenia, wybacz ferie się zaczęły i trochę mi odbija.
Ale mimo cierpienia Skarba piszesz to pięknie i genialnie.
Każde słowo jest przemyślane, nic nie łączy się w zbyt długi ciąg.
Umiesz się skupić na przeżyciach, tak żeby nie ucierpiała i akcja!
Ty opisujesz akcję emocjami.
Jesteś genialna<3
Buziaki:*
Eh, no tu już moje mordercze zapędy się ujawniają, więc niestety tak - cudu nie będzie.
UsuńI dziękuję serdecznie <3
Buziaki! :*
OJEZUSIE.
OdpowiedzUsuńJuż to kocham. No, mimo że Pieszczoszek umiera. Moja okrutność nie ma granic.
to znaczy, ja już przy tym prologu się wzruszyłam i byłam bliska płaczu. To może jednak mam serce?
No nieważne.
Jeju, nawet nie wiesz, jak bardzo się na to cieszę.
Dobra, pewnie przy każdym kolenym rozdziale będę okazywała moją radość, także będziesz na pewno wiedziała, jak jestem szczęsliwa, że to piszesz i będziesz miała dość.
No, także czekam na więcej.,
Buziaki <3
Nigdy nie będę miała dość, kochanie. Nigdy :)
UsuńDziękuję <3
Buziaki! :*
znaczy fajnie, że zaczęłaś pisać, ale ... mówiłam Ci. To smutne że Andi umiera :c
OdpowiedzUsuńbiedaczyna najdroższy mój :c
Czekam na nowość.
Smutne, smutne. Ale przecież ja każdego bym uśmierciła najchętniej.
UsuńBuziaki! :*
O matko. Taki początek? Szok i niedowierzanie. Będę ryczeć jak nic.
OdpowiedzUsuńJeszcze Ty tak pięknie piszesz...
I ta piosenka. Cudowna. Właśnie jej słuchałam wchodząc na Twój blog :-)
Pozdrawiam i nie mogę się już doczekać kolejnych rozdziałów!
Dziękuję. A płakać będziecie raczej dopiero w epilogu, więc spokojnie :)
UsuńTak. "Saviour" to jedna z najcudowniejszych piosenek, choć wiesz, że zastanawiałam się jeszcze nad "Sweet Blasphemy"?
Buziaki! :*
Jeejku :c Nasz biedny Welli :c I tak ciągle będę miała nadzieję, że on nie umrze! No ale o tym wiesz tylko Ty ;)
OdpowiedzUsuńBuziaczki :*
Haha xd Biedny, biedny, ale co ja poradzę, że uwielbiam zabijać bohaterów, hm?
UsuńBuziaki! :*
O jezusie! Chociaż to tylko prolog, a na mnie czeka jeszcze pierwszy rozdział, to kocham ten blog całym moim sercem, ach! Welli nie jest moim ulubionym skoczkiem, ale, że niby umiera? Ehh, tak smutno, jeszcze te jego przemyślenia o śmierci. Bosze ;'(
OdpowiedzUsuńLecę czytać pierwszy rozdział!
Zapraszam do mnie : http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/
Dziękuję, słonko <3
Usuń