niedziela, 9 lutego 2014

Wspomnienie drugie, w którym zostaje przedstawiona osobista tragedia dziecka o złotym sercu.


Znacie to uczucie, gdy odchodzi ktoś bliski, a wy patrzycie na spuszczaną do dołu trumnę oczyma pełnymi łez? Tak – ja tak. Aż za dobrze, bo miesiąc po tym, jak odkryłem moją miłość, zmarł ktoś, kogo również kochałem. Bardzo mocno. Ktoś, do kogo byłem ponoć bardzo podobny. Mój tata, którego zabrała mi śmierć. Obiektywnie rzecz ujmując, jedynym plusem tego, co się niedługo ze mną stanie, jest właśnie fakt, że jeśli naprawdę coś tam po drugiej stronie istnieje… jakakolwiek forma życia pozagrobowego… to się z nim spotkam i powiem mu właśnie to wszystko, czego za życia nie zdążyłem.

 

24 grudnia, 2007 r.

Od zawsze nienawidziłem Wigilii. Ten beznadziejny zwyczaj siedzenia razem przy stole i śpiewania jakiś przygłupich piosenek, składanie sobie nawzajem jak najlepszych życzeń… - tego dwunastoletni chłopcy bardzo nie lubią, ale za to prezenty… o tak! Każdy na nie czekał z niecierpliwością, choć przecież doskonale wiedzieliśmy, że Święty Mikołaj nie istnieje, a upominki pod udekorowaną choinkę podkłada ojciec.

Dziś też nie miało być inaczej. Uśmiechnięta od ucha do ucha mama krzątała się między kuchnią a salonem, moja siostra – Julia jej pomagała, a ja… ja wolałem po prostu nie przeszkadzać, w końcu to kobiety powinny zajmować się gotowaniem. Siedziałem, więc cały naburmuszony, bo oczywiście musiałem założyć tą przeklętą, wykrochmaloną, białą koszulę ze sztywnym kołnierzykiem, który cały czas gryzł mnie w szyję. A do tego czarną, idealnie skrojoną marynarkę! No wyobrażacie to sobie?! Jasne, że nie.

W każdym bądź razie tata jakieś dwie godziny wcześniej wyszedł z domu, żartując przy okazji, że musi pomóc Mikołajowi w dostarczeniu prezentu dla mnie. Doskonale wiedziałem, co to oznaczało.

W pewnym momencie usłyszałem… dzwonek do drzwi. Pamiętam, jak mama krzyknęła do mnie z kuchni roześmianym głosem, że to pewnie ojciec nie może się zmieścić w drzwiach z prezentem i mam iść mu pomóc, ale rozkazała szczególnie uważać na tą przeklętą koszulę. W myślach – jak na poczekaniu – ułożyłem plan, który polegać miał na celowym zniszczeniu tego znienawidzonego ubrania, więc uśmiechnąłem się sam do siebie pod nosem i niemal w podskokach pobiegłem w wyznaczonym kierunku.

Jednak mina mi pewnie wyraźnie zrzedła, gdy zamiast osoby doskonale znanej, zobaczyłem dwóch policjantów ubranych w mundury, które teraz, tak naprawdę, dopiero miałem okazje zobaczyć z bliska. W oczy wyraźnie rzuciły mi się połyskujące, czarne, groźne bronie.

„ – Jest może twoja mama?”

Pytanie to w sumie mówiło samo za siebie.

Wpadł w poślizg, wylądował na drzewie. Śmierć na miejscu, bo przecież - jak to miał w zwyczaju – nie zapiął pasów.

Stałem się po części sierotą.

Dojrzewającym chłopcem, który potrzebował ojca jak prawej ręki (lewej, jeśli czytać to będzie leworęczna mniejszość).  

Mama nie płakała. Przynajmniej nigdy nie widziałem, żeby to robiła. Po prostu była tak bardzo nienaturalnie blada, iż to mnie chwilami przerażało.  Starałem się być dla niej wsparciem, ale doskonale wiedziałem, że nie będzie prosto tego dokonać. W końcu utraciła przecież męża, prawda?

No właśnie. Cholera. A mnie tak to wszystko bolało.

Wiem, dwunastoletni chłopiec mówiący o bólu… To nie trzymało się kupy, ale… ale co? Przecież taż miałem jakieś uczucia! Też potrzebowałem kogoś,  kto mi pomoże, kogoś kto…

Czy to tak wiele?

 

Pogrzeb pamiętam jak przez mgłę. Z czego to może wynikać… hmm.. być może z tego, iż po prostu nie chciałem nigdy przechowywać tego okrutnego wspomnienia w swej dziecięcej pamięci? W każdym bądź razie, wiem, że gdy tylko wszystkie ciotki po kolei ucałowały mnie w czubek głowy, pobiegłem na skocznię.

 

Bo tylko tam mogłem zapomnieć. Odizolować się. Przecież mądrzy ludzie powiadają, że miłość przetrwa wszystko – nawet najgłębszy kryzys - bez względu na wszelakie okoliczności.

Skoczyłem, by ukoić żal, który rozdzierał mi serce.
 
___________________________________________
I jest ten obiecany rozdział. I ja przysięgam, że nie wszystkie będą takie smutne, o nie! Póki co jeszcze jeden, a później przechodzimy do tej zabawniejszej części opowiadania, która przecież też nie będzie trwała wiecznie.
Dobra, nie gadam już. Muszę pisać prezentację na polski ( i jej się nauczyć mówić), później pisać w końcu te prace na stosunki międzynarodowe i protokół dyplomatyczny. Tak, tak. Wasza Madzia jeszcze tego nie zrobiła.
Buziaki, słoneczka moje! :*

19 komentarzy:

  1. Oł, śmierć ojca dla dziecka w wieku 12 lat musi być czymś strasznym.. do tego w Wigilię, ehh. Nie zazdroszczę mu, ani jego rodzinie.
    Zabawniejsza część opowiadania? :-) Nie mogę już się doczekać tych rozdziałów, bo myślałam, że przez całe opowiadanie będzie raczej smutno, a tu proszę!
    Duuużo weny, no i powodzenia w tej prezentacji na polski i pracy na stosunki międzynarodowe!:*

    http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że będzie zabawniejsza. Za dwa tygodnie dopiero, ale będzie :)
      Dziękuję! <3
      Buziaki, słoneczko! :*

      Usuń
  2. Kurcze. Za dużo jak na jedną osobę. To takie niesprawiedliwe. Mimo to widać, że dobrze sobie radzi. Dzielny jest. A to chyba jeszcze smutniejsze, jeśli jego losy są niemal przesądzone.
    Powodzenia w pisaniu i obowiązkach :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę jedynie obiecać, iż jego osoba będzie doświadczona jeszcze bardziej. Moja okrutność nie zna granic ^^
      Dziękuję, kochanie <3
      Buziaki! :*

      Usuń
  3. Przeczytałam ten rozdział dwa razy i kurde, nawet jakbym jeszcze z dziesięć razy go przeczytała, to i tak bym nie wiediała, co napisać.. Ten rozdział jest cudowny, taki wzruszający.. i cholera jasna, ja wiem jak musi czuć się Andi.. Stracić ojca w święta. W tym roku mój przyjaciel stracił ojca w przeddzień Wigilii..
    Tak bardzo mi szkoda Andiego tutaj. I nawet współczułam mu, że musiał się męczyć w tej białej, wykrochmalonej koszuli..
    Wcale mnie to nie dziwi, że Andi po pogrzebie pobiegł na skocznie..
    Pozdroawiam i życzę dużo weny :*
    http://another-story-about-peter-prevc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej... naprawdę? Aż nie wiem, co powiedzieć niestety :c
      Dziękuję, kochanie! :*
      Buziaki! :*

      Usuń
  4. Jeeeeeeeeeejku no uduszę Cię normalnie! Czemu aż tak dobijasz naszego Andiego? :c Ale za to, skoro teraz jest tak smutno, to pewnie jak wyjedziesz z radością w rozdziałach, to będziemy płakać ze śmiechu a nie tak jak teraz :D
    Nieeeeeeeee no, nie mogę po prostu ;d Ale dwunastoletni? O.o Myślałam, że to będzie opowiadanie o dorosłym Wellim, ale... No chyba, że czeka nas jakiś przeskok czasowy ;) Okaże się ;)
    Ściskam mocno i weny życzę! <3

    Zapraszam :) http://good-bye-my-almost-lover.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duś, duś, bo jeszcze będę go coraz bardziej dobijać :D
      Oczywiście, że dwunastoletni. Tam na górze jest data, słoneczko, czyli 2007 r, wtedy nasz Pieszczoszek był właśnie w takim wieku :) Z kolejnymi wspomnieniami będzie coraz to starszy :)
      Buziaki! :*

      Usuń
  5. Biedny Andreas , stracił ojca w święta : c Szkoda mi go , bo na to nie zasłużył, a Ty się tak nad nim pastwisz :D
    Jednak widać , że jest silny i dał sobie radę ^^
    Teraz czekam na następny rozdział < 3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję, iż będę się nad nim pastwić jeszcze bardziej, przecież to moja specjalność ^^
      Buziaki, słońce! :*

      Usuń
  6. Hej ;) Jak to miło, że natrafiłam na kolejne opowiadanie o Wellim :D buźka sama się cieszy :D Uhh, kochana znam Twój ból. Też przez ferie miałam się wziąć za prezentacje maturalną i co? Minął tydzień, a ona nadal w proszku :D ale nie o tym tutaj...
    Boże, dlaczego tak smutno? Czemu Welliś jest umierający? ;( Czemu jego tata umarł w Wigilię? Boże no...Za dużo jak na 12- latka...Ech, nie wiem, co mam jeszcze konkretnego napisać. Pięknie opisałaś początek jego miłości do skoków ;))
    Informuj mnie o nowościach ^^ i w wolnej chwili zapraszam do siebie: www.wellingerandreas.blogspot.com ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) wiem, że za dużo tego, ale to już w moich opowiadaniach tradycja, że niemal maltretuję bohaterów.
      Oczywiście będę informować.
      Do Ciebie zajrzę w ferie, słoneczko :)
      Buziaki! :*

      Usuń
  7. Czuję się nie godna czytania tego opowiadania. Wiesz, że mnie to na początku śmieszyło? Ja nie wiem czemu, ale twój Wellinger to wiadomo z jaką wersją jego się kojarzy no i po prostu chyba podświadomość nie chce wyrzucić z siebie Księcia, który tam siedzi i nie daję spokoju, ale przy tym rozdziale już byłam poważna. Postaram się nawet nie walić tutaj serduszek tak, jak u Mouse, Stelli i asika.
    Jestem dziwnym człowiekiem, który beczał przy Ani z Zielonego Wzgórza, a tutaj nie chce beczeć. Jestem okrutna i zimna ;c
    weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, skarbie z jakiego powodu nie chce Książę wyfrunąć z Twej pamięci! Bo moje ferie się zbliżają, które wiadomo co oznaczają :]
      I spokojnie. Też ryczałam przy Ani z Zielonego Wzgorza. Szczególnie jak umarł Mateusz :c
      Buziaki, słoneczko kochane! :*

      Usuń
  8. a ja wyobrażam sobie Andreasa w koszuli i marynarce. CUDEŃKO <3
    ale to smutne, że jego ojciec zginął tu w wypadku ;cc pewnie tu będzie więcej smutnych rozdziałów niż tych zabawnych, co? ;c
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że chyba wyjdzie po równo? Albo i nie, jednak nie. No ale wesołe będą, obiecuję!
      Buziaki! :*

      Usuń
  9. A już Cię miałam opieprzać, że mi przecież ostatnio mówiłaś, że nie będzie tak smutno - i co mamy?
    No ale dobrze, skoro obiecujesz, to trzymam Cię za słowo i tyle :)
    Jejku, to musiało być straszne. Stracić ojca w Wigilię...
    A tak teraz czytam komentarze i muszę Ci powiedzieć, że ja też beczałam przy Ani z Zielonego Wzgórza. I przy Rilli zresztą też - jak umarł Walter. Ale może ja przestanę tutaj się rozpisywać jaką jestem maniaczką Ani :) Kiedyś może będzie bardziej odpowiednia okazja.
    A wracając do Welliego to muszę Ci powiedzieć, że do momentu, kiedy zrozumiałam dlaczego on dodatkowo nie lubi Wigilii to było przeuroczo :) W garniturku i w ogóle :) Od zawsze był kochany <3
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne !:D
    Jest rozwój akcji , coś co uwielbiam !;D
    Szata graficzna masakra - rewelacyjna !
    Czekam na kolejne !
    Zapraszam do mnie , gdzie pojawi się dziś drugi odcinek .
    http://difficult-love-austria.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Ojej ojej Andi taki biedny. I niech ktoś znowu spróbuje się ze mną kłócić, że na świecie jest sprawiedliwość. Nie ma i nigdy nie będzie, jako argument powyższy rozdział. Jeden Andi, jedna rodzina Wellingerów, a tyle nieszczęść. To zdecydowanie nie jest sprawiedliwe!
    Pozdrawiam xox

    OdpowiedzUsuń