Pewnie myślicie sobie, że byłem biednym, mocno doświadczonym przez los
chłopcem, prawda? Cóż – muszę się z tym zgodzić, ale przecież nie będę
przedstawiał tylko tej czarnej, poruszającej i po prostu złej przeszłości. Tak
nie wolno.
Nigdy nie ominąłbym jednego z najlepszych okresów w moim dziecięcym
życiu, a uwierzcie – też takie były.
15 wrzesień, 2011 r.
Ławka szkolna była dla mnie
ewidentnym więzieniem od zawsze.
No bo kto niby lubi siedzieć i
patrzeć w te białe literki na ciemnej tablicy, które tak bardzo rażą człowieka
w oczy? Oczywiście, że nikt.
Jeszcze na dodatek lekcje z TĄ
nauczycielką, a raczej zmutowaną krową… Cóż – możecie to sobie bez problemu
wyobrazić. Nic więc dziwnego, że po prostu wolałem robić milion innych rzeczy,
które bynajmniej nie polegały na słuchaniu jej, czy pobieraniu do mych
kanalików mózgowych nieustannie płynących informacji. Różnego pokroju.
Tego dnia akurat wróżyłem kolegom
z kart. Nie moja wina, ze matoły byli tak głupi, iż uwierzyli, że mam
niezwykłą, czarodziejską moc.
„ Wellinger, wstać!”.
Zazwyczaj,
w takich sytuacjach – jako, że były to lekcje niemieckiego – kazała mi dwieście
razy odmienić czasownik „być” przez wszystkie osoby liczby pojedynczej jak i
mnogiej, w czasie teraźniejszym. Ustnie, a ja zawsze po prostu wstawałem i z
wielkim uśmiechem robiłem to, co mi kazała, ukazując, że jej kara nie robi na
mnie żadnego wrażenia.
Niemniej, akurat wtedy, powiedziała, bym pod
uwagę wziął „lernen , a ja się dość mocno wkurzyłem, bo przecież zawsze było
„bin”, a to nie miało prawa się zmienić. Najmniejszego. Koniec końców nazwałem
ją „przerośniętą jałochą z wielkimi balonami, z których tylko mleko idzie
doić”.
Wyrzuciła
mnie z klasy, a ja się z tego śmiałem i zadowolony powędrowałem posiedzieć
sobie na skoczni. Bo przecież to właśnie był mój drugi dom. Dom, do którego się
ucieka, a nie odwrotnie.
23 wrzesień, 2011 r.
Chcecie kolejny dowód na to,
że byłem radosnym dzieckiem? Proszę bardzo.
Za
kilka dni miałem wyjechać na ostatnie, poważne treningi przed kontynentalem.
Bardzo się z tego powodu cieszyłem, ale oczywiście mamusia strasznie płakała,
bo przecież traci swego ukochanego synka. Ja jednak byłem na nią zły, ponieważ
aż do tej pory nie mogłem zapomnieć jej tej wykrochmalonej, wigilijnej koszuli
i trawiastych spodenek.
Niemniej
moi koledzy się przejęli, gdyż mieli chłopcy dobre serce. No cóż – cudowne
dzieci, prawda? Cudowna była również ich wyobraźnia. Stwierdzili, że trzeba
zorganizować mej matuli jakieś zastępstwo. Za mnie.
Na
początku nie wiedziałem, co mają konkretniej na myśli, przecież nigdy by się na
to nie zgodziła, ale debile mnie przekonali, by wykonać wszystko w tajemnicy. Tak też zrobiliśmy.
Jakoś
nie mogliśmy znaleźć żadnego chętnego chłopca, cóż, trudno, ale za to z
dziewczynami rzecz przedstawiała się całkiem inaczej. Wystarczyło, że się
przecież tylko uśmiechnąłem i laska była moja.
Podług
planu miałem zaprosić ją na romantyczną randkę pod skocznię, bo która by
takiego gestu nie pragnęła, nie?
Na imię
miała Nathalie. W tej chwili już nawet nie pamiętam, jak wyglądała, ale to
przecież bez różnicy, prawda? W każdym bądź razie… Boże… co nam strzeliło do
głowy? … Postawiliśmy ją uśpić. Arthur zabrał mamie tabletki o jakimś podobnym
działaniu i dodaliśmy to wszystko do jej szampana.
Po
chwili dziewczyna już twardo spała w moich ramionach, a ja doszedłem do
wniosku, że jeśli kiedykolwiek będę szukał kandydatki na żonę, to najpierw
koniecznie zorientuję się, czy chrapie, bo przez te kilka minut zaczął trafiać
mnie jasny szlag.
No.
Pozostała
tylko kwestia tego, jak przetransportować ją do mego domu, ale Marco… Marco
miał taki duży, drewniany wózek i -
najzwyczajniej w świecie – położyliśmy ją na nim, a że była noc, nie trafiliśmy
na żadnych świadków naszego małego przestępstwa.
Mieszkałem
w małym, jednorodzinnym domku, nie było, więc problemu, by chudziutką
dziewczynę przesadzić przez okno. Jeden z jednej strony, drugi z drugiej, a
trzeci chował wózek. Jako, że było już stosunkowo późno, szybko się spakowałem,
by przespać się u któregoś z kumpli, bo już o czwartej miałem być gotowy.
Ale cóż – to nasze dobre serce
przecież znów musiało się odezwać i … doszliśmy do wniosku, że Nathalie będzie
gorąco, więc rozebraliśmy ją do samej bielizny.
Marco przyznał się później, że
zajrzał też pod koronkowy stanik.
Rano, około ósmej, otrzymałem
telefon od matki, będącej na skraju wybuchu nerwowego, a do dziś w głowie
kołacze mi się główne przesłanie tej kobiety:
„Andi! Co u ciebie w łóżku robi półnaga, śpiąca jak zabita dziewczyna?
Wykorzystałeś ją, synu?!”
Okazało się, że ten debil nie
musiał pod stanik zaglądać, bo dzięki naszej nieuwadze… zdjął go kompletnie.
Cud, że nie mieliśmy kuratora na
głowie. Tylko moja siła perswazji nas od
tego uchroniła, gdyż wytłumaczyłem, iż laska po prostu sama u mnie zasnęła.
Czasem mój mózg też się na coś
przydaje, prawda?
Radość oraz beznadziejne pomysły
też i mi towarzyszyły. Bo czy wyobrażacie sobie dziecko, które nie robi nic
głupiego? No właśnie – ja też nie.
____________________________________
Jak ja Was kocham.
Dodaję dziś, bo jutro mogę nie mieć po prostu jak tego zrobić. Mam nadzieję, iż nie macie mi tego za złe.
Nie powinnam się śmiać, bo Andi u mniera, a to są jego wspomienia, alr nie potrafię no. Jeszcze ta końcówka o tej biednej dziewczynie. Co ci chłopcy mieli w głowach. Zaglądał jej pod stanik i przypadkiem go zdjął? Okej, nie mam pytań :D
OdpowiedzUsuńI jeszcze ten tekst o nauczycielce. Jak ona mogła go pytać z odmiany innego czasownika. Straszne..
Ten fragment o zmutowanej krowie mnie zabił. Uwielbiam cię normalnie, bo dzięki tobie wrócił mi dobry humor.
Pozdrawiam cieplutko i w wolnej chwili zapraszam do mnie:
done-with-the-wind.blogspot.com
Buziaki:*
A ja się bardzo cieszę, iż komuś poprawiłam humor :)
UsuńBuziaki! :*
A więc jest ten mój wyczekiwany trochę weselszy rozdział, i to o wiele weselszy.
OdpowiedzUsuńZaczynając od początku, to ugh.. lekce niemieckiego Dx ogólnie to co się dziwić Wellingerowi? przecież (prawie)nikt nie lubi szkoły.
Ale... bosze. Akcja z tą dziewczyną mnie rozwaliła! Tak, że aż nie wiem co powiedzieć, no, może raczej napisać XD Ahahahaha.. reakcja i mina mamy Andreasa musiała być komiczna, ale i chyba przerażona, no nie? Bo półnaga dziewczyna w łóżku syna..
http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/
Madzia mówiła, że będzie weselszy i jest :D
UsuńJa już - całe szczęście - nie męczę się na niemieckim. Przebrnęłam przez gimnazjum i nie, nigdy więcej. Absolutnie, choć przecież skończyłam z szóstką na świadectwie. Teraz już wiem, że to nie to było moim przeznaczeniem i miłością, od kiedy od dwóch lat - w liceum - uczę się francuskiego.
No. Cholera. To przecież nie temat na tutaj...
Mamusia musiała sobie pomyśleć, że... no cóż... Każda z nas wie, co XD
Buziaki! :*
Dzięki Bogu mam w miarę spokojny weekend i w końcu mogę tutaj wpaść zostawiając jakiś dowód swojej obecności.
OdpowiedzUsuńWiesz, ja tutaj cały czas sobie myślę, że Pieszczoszek ma po prostu w życiu tak idealnie, że napisał sobie ten pamiętnik z nudów, żeby zobaczyć jak to jest być nieszczęśliwym, no :< Ciężko mi się pogodzić z faktem, że te wszystkie nieszczęścia naprawdę na niego spadły, a już zwłaszcza, że jest śmiertelnie chory. W obliczu tego wszystkiego ciężko było mi się śmiać z tych weselszych wspomnień, no bo jak, skoro on jest u kresu życia? Niemniej jednak dobrze, że w jego głowie istnieją jeszcze takie wspomnienia wywołujące uśmiech na twarzy, nie tylko te nieszczęścia.
Cudowna piosenka! <3
Pewnie, że dobrze, iż ma takie wspomnienia. A ten pamiętnik jest jakąś tam odskocznią od tego wszystkiego i ciągłego cierpienia, tak?
UsuńOjej, jak się Madzia cieszy, że się "Saviour" już kolejnej osobie podoba! <3
Buziaki! :*
Jest weselej, to na plus ;) Hahaha, Andi jak mogłeś tak powiedzieć nauczycielce, co? Nie mogę z tego tekstu, śmiałam się jak głupia :D a późniejsza akcja jaką odwalili mistrzowska :D Fajnie tak zaglądać pod stanik, a nagle go zdjąć, żadnej różnicy nie widać haha :D
OdpowiedzUsuńEj no i jak nauczycielka go mogła zapytać z czegoś innego? Nie ładnie tak :D
Pozdrawiam ;*
Jeśli ma być cały czas śmiesznie, to na Księcia Najwyższego zapraszam, choć pojęcia nie mam, kiedy dodam tam nowość.
UsuńI cóż - są przecież takie wredne nauczycielki :D
Buziaki! :*
Wiesz, że rozwaliłaś mnie tym totalnie? :D
OdpowiedzUsuńMyślę sobie o igrzyskach, wzdycham do verweija (sama nie wiem dlaczego), ale patrzę - u Ciebie nowy rozdział - no to przecież grzech nie przeczytać. I od razu zapominam o bożym świecie. Oj, Andi, Andi... Kolegów też masz dobrych, tak swoją drogą. A tego stanika to chyba nie chcę komentować :P
Powiem tylko, że to skandaliczne, że ta głupia krowa kazała mu inny czasownik odmieniać. No to już przesada.
Buziaki, słońce :**
Hahahahah XD Wiem, kochanie, wiem! :D
UsuńStanika to tu nikt nie komentuje tak widzę, a szkoda XD
Buziaki! :*
Nadrobiłam te wszystkie rozdziały płacząc i śmiejąc się. Andi to jednak ma pomysły... Czekam na dalszy ciąg!
OdpowiedzUsuńTu jeszcze nie ma miejsca na łzy, złotko :)
UsuńBuziaki! :*
Nareszcie trochę milej :) Przecież on jest genialny! A to tym gorzej w kontekście przyszłych wydarzeń...Mniejsza o to teraz.
OdpowiedzUsuńJaki buntownik z niego :D Kto by pomyślał. No ale pomysły trzeba przyznać, że miał epickie:)
A do tej pory to miło nie było? Hm? XD
UsuńWiesz, o czym ja myślę, słonko? Że ten buntownik wyrósł z niego na skutek tych wcześniejszych wydarzeń. Śmierci ojca, tego wypadku, operacji.
Buziaki! :*