Jeśli kiedykolwiek ktoś z was zastanawiał się, co tak naprawdę znaczy
szczera nienawiść… Jeśli tego doświadczyliście… Bez problemu rozpoznacie
właśnie ją w tym niewyraźnym przebłysku przeszłości.
A może zbyt wyraźnym i bardzo dosadnym, skoro aż o tym piszę?
Sam już nie wiem.
22 sierpień, 2009 r.
Miałem lat trzynaście.
Rzekłbym – wiek pechowy. Zresztą…
co ja wtedy o nim wiedziałem, prawda? No właśnie.
Za kilka dni miały być moje
urodziny, kończące właśnie ten nieszczęsny okres w mym życiu. Wiedziałem, że w
tym roku nie będzie żadnego przyjęcia,
przecież mama nadal nosiła żałobę po tacie, ja zresztą również, choć tylko w
głębi serca. Tak, tak – przecież to już ponad rok, ale był on człowiekiem, o
którym nie powinno się zapominać nigdy. Kimś…
Dobrym.
Reasumując, pamiętam, że tamtego
dnia nie było absolutnie żadnego treningu, co zdarzało się niezwykle rzadko,
ale jednak. Wyszedłem na dwór w zwykłej, białej koszulce z krótkim rękawem,
wiecie – takiej, w której ćwiczy się na lekcjach wychowania fizycznego. Do tego
musiałem założyć te przeklęte, nielubiane przeze mnie zielone spodenki. Mama mi
kazała.
Ostatnim razem, gdy zmusiła mnie
do założenia czegokolwiek, skończyło się to źle. Teraz też miałem przeczucie,
że może się coś wydarzyć. Powiecie, że byłem bardzo głupiutkim dzieckiem, skoro
wysuwałem takie wnioski na podstawie zielonych jak wiosenna trawka gatek, ale
cóż, możecie mi wierzyć, albo i nie…
Wyszedłem na dwór zły na cały
świat, niemniej przysięgam, no przysięgam do jasnej cholery, że go nie zauważyłem,
przecież nie zrobiłbym tego specjalnie! Zresztą… mniejsza już o to, w każdym
bądź razie, po chwili poczułem mocne uderzenie, a następnie kolejne, lżejsze, które zasygnalizowało, że wylądowałem na
trawniku.
Nie krwawiłem, w sumie to nic mi
się nie stało poza kilkoma siniakami, no przynajmniej w wyniku zderzenia z tym
przeklętym rowerem. Bo tak – to był rower. Bynajmniej do chwili, aż nie wpadłem
prosto pod jego koła, przy okazji kompletnie go niszcząc.
Z ledwością uniosłem się na
łokciach i jedyne, co ujrzałem, to paskuda gęba jakiegoś wyrostka, zasłonięta
kilkoma czarnymi kłakami. Nie rozpoznałem go, nie zdążyłem.
Pobił mnie do nieprzytomności.
Tak mocno, że wylądowałem w szpitalu i obudziłem się na sali pooperacyjnej z
nogą złamaną w dwóch miejscach z przemieszczeniami. Aż cud, że mi jej nie
urżnęli.
Treningi na pewien okres czasu
musiałem przerwać.
Właśnie wtedy, gdy otworzyłem oczy, poczułem nienawiść. Po raz pierwszy
w swym krótkim, niespełna czternastoletnim życiu.
Trzynastka zebrała swe żniwo.
Niech mi ktoś teraz powie, że nie jest pechowa.
__________________________
Przepraszam, że nie komentowałam Waszych cudnych opowiadań.
Przepraszam, że przez pewien okres czasu byłam w ogóle niedostępna wszędzie i nie szło się ze mną skontaktować.
Przepraszam, że na ostatnie Wasze prześwietne komentarze nie odpowiedziałam w ogóle.
Po prostu musiałam się odizolować, przemyśleć kilka spraw.
Oczywiście Madzi i tak nic z tego nie wyszło.
Ale czytałam wszystko, więc wybaczycie mi?
A teraz zaczynam ferie. Może coś skomentuję. Może, bo te ferie to w moim przypadku pojęcie całkowicie nieadekwatne, gdyż tak czy siak ślęczę nad książkami z tą różnicą, iż przy herbatce z cytrynką i w domu. I z Igrzyskami w tle rzecz jasna.
Wczoraj zrobiłam sobie dzień wolny od nauki. Starczy, bo inaczej się nie wyrobię.
Jeśli wydłubię sekundę wolnego czasu, napiszę coś na Księcia.
A! Na zakończenie Wojciecha, pisałam Wam, że myślę nad kolejną obyczajówką mocno psychologiczną, prawda? No. Ogółem rzecz ujmując, to Madzia wymyśliła, nawet sama jestem z siebie dumna za ten pomysł, ale gdy próbuję zacząć, mam jakieś zacięcie. W sumie nie wiem, dlaczego. Posiadam dwa początki (oczywiście nieskończone) i wnioskuję, iż wyszła z tego kompletna masakra. Może to i lepiej, bo przynajmniej wtedy nigdy to coś nie ujrzy światła dziennego.
I wiecie, że to by było chyba, słoneczka moje ukochane na tyle?
Naprawdę.
Kurcze. Nie wiem co napisać. Króciutki ten rozdział. Nawet bardzo. Ale właściwie to dobrze, że nie jest dłuższy. Nawet nie wiem co mam tutaj napisać.
OdpowiedzUsuńOn umiera. I wspomina dzień, gdy po raz pierwszy poznał co to nienawiść. Nie wiem czemu, ale chce mi się ryczeć. Wybacz. Przepraszam, ale nie jestem w stanie nic więcej tu napisać.
Pozdrawiam cieplutko :*
Króciutki, bo umiera i nie ma sił, prawda? No.
UsuńBuziaki! :*
Ania dalej nie umie się przy tym rozpłakać :c Nie wiem czemu, ryczałam, jak głupia przy Ani z Zielonego Wzgórza, przy W Pustyni i W Puszczy, a tutaj nie umiem :c Jestem dziwna zazwyczaj, jak ktoś umiera to ryczę, jak głupia, a tutaj nie mogę! Ryczę teraz, ale z zupełnie innego powodu, ty dobrze wiesz, jakiego. Mój dziubasek jest smutny :c
OdpowiedzUsuńdobrze może ja już się zamknę, bo nie jestem godna komentowania tego.
weny :*
Wiem, wiem, wiem. I ja też jestem smutna z dziubaskiem i z Tobą rzecz jasna, kochanie.
UsuńBuziaki! :*
Jejku.. mówiłaś, że już będą bardziej wesołe rozdziały, i co? Ehh, samo to że on umiera i ma taką świadomość całkowicie dobija. I gdzie ja chcę jakieś szczęśliwe rozdziały? ;/ Do tego wspomnienia sprzed kilku lat kiedy to został pobity.. Jezu, nie wiem co napisać, bo za krótki rozdział, aby się nad czymś rozpisywać.
OdpowiedzUsuńZapraszam na czwórkę! ; http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/
Powtarzałam, że za dwa rozdziały, słonko, więc wypada, że już kolejny będzie weselszy, prawda?
UsuńMówiłam już, że jest umierający i nie ma siły pisać. Mówiłam.
Buziaki! :*
Krótko, krótko i tak smutno, bo biedny, trzynastoletni Welli tak dotkliwie pobity :(
OdpowiedzUsuńa zielone gatki rozbiły system!
Mówiłam, że notki będą krótkie, czasem przerażająco krótkie.
UsuńBuziaki! :*
O rany. Pechowa trzynastka. No może faktycznie coś w tym jest... I prorocze zielone gatki ;)
OdpowiedzUsuńFeriami się ciesz, bo przynajmniej Igrzyska oglądniesz! Ja dziś moje wolne skończyłam i perspektywa szkoły szczerze mnie przeraża. I nawet jeśli będziesz siedzieć w książkach, to i tak będzie Ci stokrotnie lepiej niż w szkole - wiem z własnego doświadczenia. Każde wolne się u mnie tak kończy. A historia to już w ogóle króluje zdecydowanie.
buziaki, słońce :**
No wszystko pięknie tylko czemu tak krótko, co? ;) Kurczę, biedny ten nasz Andi :( Chyba miał przeczucie, żeby nie ubierać zielonych spodenek, bo tylko krzywda się przez nie stała...Całe szczęście operacja się udała, przerwa, ale będzie mógł wrócić do tego, co kocha ;) Fakt, trzynastka dla niego jest pechowa i to bardzo...Ech, czekam na coś weselszego, no! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;* [wellingerandreas]
Przyłapałam się na tym, że odliczam dni do nowego rozdziału tutaj. I że to chyba jedyny blog, na którym nie wyłączam muzyki... Tutaj WSZYSTKO jest idealne.
OdpowiedzUsuńA tak wracając do samego rozdziału - teraz czas na tę weselszą część, prawda? Oby.
Dość szybko musiał dorosnąć, zbyt szybko poznał okrutność ludzi i losu. Teraz kolej na szczęście, dużo szczęścia.
Udanych ferii :*