sobota, 3 maja 2014

Wspomnienie siódme, które jest zapowiedzią cierpienia.



Nasi bliscy są obok Nas. I choć zabrała ich śmierć, choć już nigdy ich nie zobaczymy, możemy mieć świadomość, że nigdy Nas nie opuszczą.

Gdy już mnie nie będzie… Zostanę przy Was, kochani. Zostanę w Waszych sercach na zawsze.

25 grudzień, 2012 r.

                W dupie miałem skoki. Tak, może to zabrzmi dziwnie, ale to była prawda. Były całym moim życiem, ale nie w momencie, w którym trener  - podczas świąt – kazał mi jechać na jakieś pierdolone zgrupowanie.

                Musiałem być przecież z rodziną.

                Musiałem porozmawiać z tatą.

                Poszedłem na cmentarz z Tobą, Meg, pamiętasz? Z nieba leciały delikatne płatki śniegu, a mróz szczypał nas w uszy i nosy. Chciałaś poznać mojego ojca, ja Ci na to pozwoliłem. Miałaś do tego prawo jako jedna z nielicznych osób.

                Stanęliśmy naprzeciwko marmurowego pomnika, a Ty po prostu ścisnęłaś mnie za rękę (pamiętam, jak ucieszyłem się, że nie marźniesz, bo na dłoniach miałaś urocze, puchowe rękawiczki) i spytałaś, jaki on był. Nie prosiłaś, nie liczyłaś na litość,  po prostu stanowczym głosem kazałaś mi opowiadać.

                A ja ci powiedziałem.

                O jego dobroci, życzliwości, trosce o nas, o całą rodzinę. O jego dziwnych nawykach, do których zaliczało się między innymi palenie fajki, oraz siedzenie w niedzielne wieczory przed kominkiem i śpiewanie żołnierskich piosenek (tak, za młodu służył w wojsku).

                Ty mnie wysłuchałaś, a potem przytuliłaś się do mnie, chcąc dodać mi choć trochę otuchy, choć nieświadomie to kolejny płomyk nadziei zapłonął w moim wnętrzu.

                Meg… zdawałaś sobie sprawę z tego, że Cię kocham. Dlaczego to robiłaś, dlaczego spędzałaś ze mną każdą wolną chwilę, dlaczego byłaś dla mnie taka dobra, choć przecież doskonale wiedziałaś, że nie mamy szans?
                Tak, wiedziałaś, ty zawsze byłaś wszystkiego świadoma, więc uważam, że wcześniej musiałaś coś przeczuwać. Cokolwiek.

                Gdybyś mi powiedziała, teraz nie musiałabyś cierpieć, a ja umierałbym z czystym sumieniem.

                Ale wszystko potoczyło się inaczej, tak, jak na początku bym sobie tego życzył.  Tego samego dnia, tuż po tym, jak mnie przytuliłaś, ja nie wytrzymałem i po prostu Cię pocałowałem. Jasne, ryzykowałem ale  nie chciałem już dłużej cierpieć, widząc Cię przy mym boku tylko z mianem przyjaciółki.

                Czułaś to samo. Kochałaś mnie. Ja kochałem Ciebie.

                Od tamtego momentu wszystko powinno być jak w baśniach, gdzie królewicz zabiera piękną księżniczkę z wieży, której strzeże trójgłowy smok, a następnie wywozi do swego królestwa na białym rumaku.

                Niestety, tak być przecież nie mogło.

                W styczniu po raz pierwszy zemdlałem, a wszyscy złożyli to na barki zbyt ciężkich treningów wysiłkowych.

 

I gdybym już wtedy trafił do szpitala, być może dałoby się coś jeszcze zrobić.

Być może nie musiałbym umrzeć.
 
__________________________
Przepraszam, za tak długą nieobecność tutaj, kochani. Przepraszam! Już wszystko powinnam ogarnąć "na bieżąco", mało nam już zostało do końca i na dodatek ta moja ukochana część tragiczna (kto czytał Wojtka, ten wie, jaka ja uwielbiam być podła dla bohaterów).
No i co.
Kochane moje maturzystki najdroższe! Życzę Wam, aby tematy wypracowań poniedziałkowych  Wam podpasowały, a odpowiedzi z wtorkowej matematyki były prawidłowe! I żeby język obcy był zrozumiały, prosty oraz logiczny. A przedmioty dodatkowe, by nie sprawiły Wam żadnej trudności. Ja obiecuję, że będę trzymać kciuki! :*
Buziaki! :*
 

1 komentarz:

  1. Nie wiem jak ty to robisz, że twoje rozdziały są takie krótkie, ale jednak przekazujesz w nich dużo treści. Twoje słowa chwytają za serce i powodują wzruszenie. Można powiedzieć, że Andi miał szczęście, że Meg też coś do niego czuła. W innym razie pewnie by stracił przyjaciółkę.. Szkoda, że nikt nie zwrócił uwagę na to omdlenie. Zwykle nikt nie zwraca uwagi na takie rzeczy, a szkoda. Sama napisałaś, że wtedy miałby jeszcze jakieś szanse. To smutne, ale niestety prawdziwe. Wiele osób umiera właśnie dlatego, że choroba zostaje zdiagnozowana zbyt późno. Właśnie to lubie w tym opowiadaniu. Nie jest to kolejna historia miłosna, która jest przesłodzona i nic nie wnosi. Tutaj przekazujesz w jakiś sposób coś więcej. W tym przypadku nie liczy się ilość, a jakość. I wiesz co? Będzie mi cholernie przykro, gdy skończy się to opowiadanie..
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń